User: Riverside
Date posted: Thu, 10 Mar 2016 18:10:22 GMT
I wrote "Towards the Blue Horizon" in honour of one of my best friends, who died in his sleep at the age of 44 shortly after Easter Monday in 2014. I couldn't even go to his funeral because I was on tour with Riverside at that time. I wasn't there to say goodbye to him, which made it all twice as hard for me. With his death, something died inside of me too. And I guess I finally realised more than I ever had before that life is more fragile than we think, that it ends just li...ke that, in one brief moment. Time slows down and you stop running because everything that had been important loses its meaning in that one second.
I realised that it was time to re-evaluate priorities in my life, to let go, start to breathe and enjoy life, enjoy however much of it I have left. I realised that it was time to open the cage, free myself from darkness, at least from the overwhelming amount of it, and try to find myself somewhere in the light. "Love, Fear and the Time Machine" was supposed to be like that, an album to help fight sadness, let go of fear and find fulfilment in something good. It was written as an antidote for pain and something to help you get out of bad situations, in which you feel completely lost at the beginning, but you know you have to go on, fight, persevere and, at some point, find your way again.
The darkness has returned. The sadness has returned. It looks like I'm doomed to feel sad... I have to remember what it was all about with the fighting and persevering. I have to find myself on the other side, listen to and understand that album myself, just like I wanted it to be heard and understood by others.
***
I had a feeling that the sixth Riverside album might be the last chapter of a story. That the future releases might have a different sound, a different character... Unofficially, I called our latest three albums "the crowd trilogy". Each subsequent title was longer by one word – four, five, six. Six words was long enough as a title and I thought that was the one to finish it off with...
Before we started a new chapter, perhaps a "new trilogy", I had an idea to release a complementary album. An album in between. An album we had always wanted to record. It wouldn't be just new music but in our case and in such configuration it would definitely be a new quality because we hadn't released such an album before.
For years, we have accumulated a lot of material, a part of which was released on bonus discs. I know that some of our listeners still haven't heard those pieces and do not realise that Riverside, basically right from the start, have been experimenting with ambient and progressive electronic music. And that's always been a part of our music DNA.
So I presented the idea to the rest of the band and the decision was unanimous.
We decided to make a compilation of all our instrumental and ambient pieces, and release it this year as an independent album. Some of the songs would be re-mixed to make them sound better, but most of all, we'd add new compositions.
At the beginning of the year, we locked ourselves in the studio and we started to compose. We even published a picture on our facebook page, in which Grudzień is holding a small keyboard as a joke. That was that recording session. We were working with smiles on our faces, genuinely excited, knowing that this time it wasn't just a bonus disc or an addition to something "bigger" but a fully fledged, independent release with that kind of music, full of space, trance, melodies and electronics. The day before I got a text message from Grudzień, "I really can't wait for this release, I have always had a dream for Riverside to release such an album."
***
I still don't know when I will recover. I know that this year I will spend a lot of time in the studio and there will be a lot of new music. Difficult music. First, I want to finish what we started with Riverside. I have to finish these recordings. Piotr's birthday is in a few days. He'll be 41 on March 15th. I want to pay him a visit on that day and tell him that his dream has come true, that we have finally recorded his favourite album.
Perhaps it would be easier to cover the world with a blanket, lock everything up and take a break from sounds, stop modifying them, let them fade and then drown in silence. Perhaps. But let me recall the words I keep hearing in my head. I don't remember who said them but they seem to be perfect for this occasion.
"I am afraid only of silence because that's when the heart dies."
I cannot drown in silence. That would be the worst thing to do now. It's not what I was made for, it's not my calling.
***
We have come back to the studio. On the first day we only talked. On day two we held our breaths and opened all the tracks. What we're doing now is like an open heart surgery. We keep thinking that Grudzień will enter the door at any moment. He'll say he's sorry he's late but he had something important to do. We're talking about him. We're talking to him. We're telling him off for not having finished all his parts and he's laughing and apologising that something got in the way.
We'll finish this album, Piotruś. I will have the burnt disc ready on your birthday. The light in your eyes and the smile on your face when we talked about it, I had not seen you like that for a long time. So please, don't hold it against me, but I've decided that we will dedicate it to you.
Mariusz
************************************************************
Utwór „Towards the Blue Horizon” napisałem na cześć swojego przyjaciela, który w wieku 44 lat umarł we śnie tuż po wielkanocnym poniedziałku 2014 roku. Nie mogłem być nawet na jego pogrzebie, bo Riverside grało wtedy trasę koncertową. Ominęło mnie jego pożegnanie i wszystko przeżyłem podwójnie. Razem z jego śmiercią umarło coś i we mnie. I chyba w końcu dotarło do mnie jak nigdy, że życie jest jeszcze bardziej kruche, niż nam się wydaje, kończy się ot tak, w jednej chwili. Czas wtedy zwalnia, a ty przestajesz biec, bo wszystko niby tak bardzo istotne w jednej sekundzie przestaje mieć znaczenie.
Dotarło do mnie, że warto w swoim życiu zmienić pewne priorytety, żeby odpuścić, zacząć oddychać i cieszyć się życiem, przynajmniej tą resztką, jaka nam pozostała. Dotarło do mnie, że czas otworzyć klatkę i uwolnić się z mroku, a na pewno tej jego przytłaczającej ilości, i spróbować odnaleźć się gdzieś w świetle. Płyta „Love, Fear and the Time Machine” miała być taką płytą – pomagającą zwalczyć smutek, odrzucić swój strach i odnaleźć się w czymś dobrym. Była pisana jako antidotum na ból i pomoc w wyjściu z niedobrych sytuacji, w których na początku czujesz się totalnie zagubiony, ale wiesz, że musisz żyć dalej, walczyć, nie poddawać się i w pewnym momencie po prostu odnaleźć.
Mrok powrócił. Powrócił smutek, widać jestem na niego skazany... Muszę jeszcze raz przypomnieć sobie, jak to było z tą walką i niepoddawaniem się. Znaleźć się teraz po drugiej stronie i samemu wysłuchać i zrozumieć tę płytę, dokładnie tak jak chciałem, żeby słuchali i rozumieli ją inni.
***
Czułem, że szósty album Riverside będzie być może ostatnim rozdziałem pewnej historii. Że następne płyty mogą mieć już inne brzmienie, inny charakter... Nasze trzy ostatnie albumy nazwałem nieoficjalnie „trylogią tłumu”. Tytuł kolejnego zawsze zwiększał się o jedno słowo – cztery, pięć, sześć. Sześć to już wystarczająco długi tytuł, pomyślałem, taki na koniec...
Przed rozpoczęciem nowego rozdania, być może „nowej trylogii”, zamarzył mi się jeszcze jeden album, taki uzupełniający. Taki pomiędzy. Taki, jaki zawsze chcieliśmy nagrać. To nie byłaby tylko nowa muzyka, ale w naszym przypadku i w takim zestawieniu byłaby to na pewno nowa jakość, bo takiej płyty jeszcze nie mieliśmy.
Nazbierało nam się tego wszystkiego przez lata, zwykle pojawiało się na bonusowych dyskach. Wiem, że niektórzy słuchacze nawet do dzisiaj nie dotarli do tych dźwięków i nie zdają sobie sprawy, że Riverside praktycznie od początku istnienia eksperymentuje z ambientem i progresywną elektroniką. A to przecież część naszego muzycznego DNA.
Przedstawiłem chłopakom pomysł. Decyzja była jednogłośna.
Postanowiliśmy, że zrobimy kompilację wszystkich naszych instrumentalnych i ambientowych utworów i wydamy je w tym roku jako pełnoprawne wydawnictwo. Niektóre zmiksujemy ponownie, żeby lepiej brzmiały, przede wszystkim jednak dodamy zupełnie nowe kompozycje.
Zamknęliśmy się na początku roku w studiu i zaczęliśmy komponować. Na naszym profilu umieścilismy nawet zdjęcie, na którym tak trochę dla żartu Grudzień trzyma w rękach małe klawisze. To właśnie ta sesja. Pracowaliśmy z uśmiechami na twarzy i autentyczną „podjarką”, wiedząc, że tym razem nie szykuje nam się jakiś kolejny bonus czy dodatek do czegoś „większego”, tylko pełnoprawny album właśnie z taką muzyką – pełną przestrzeni, transu, melodii i dużej dawki elektroniki. Jeszcze dzień wcześniej dostałem SMS-a od Grudnia: „Naprawdę nie mogę się doczekać tej płyty, zawsze marzyłem, żeby Riverside wydało właśnie taki album”.
***
Nie wiem jeszcze, kiedy się podniosę. Wiem, że w tym roku spędzę dużo czasu w studiu i powstanie dużo nowej muzyki. Niełatwej muzyki. Na pierwszy ogień chcę, żeby poszło to, co zaczęliśmy w Riverside. Muszę skończyć te nagrania. Piotrek za chwilę będzie miał urodziny. 15 marca skończy 41 lat. Chcę tego dnia odwiedzić go osobiście i powiedzieć mu, że spełniło sie jego kolejne marzenie, że w końcu nagraliśmy tę jego ulubioną płytę.
Być może łatwiej byłoby zakryć świat kołdrą, zamknąć wszystko na cztery spusty, odpocząć od dźwięków, nie zmieniać ich już, tylko dać im wybrzmieć i zatopić się w ciszy. Być może. Ja jednak przywołam pewne słowa, które kołaczą mi się teraz w głowie. Nie pamiętam ich twórcy, ale są chyba idealne na tę chwilę.
„Jedynie ciszy się boję, bo wtedy serce umiera”.
Nie potrafię zatopić się w ciszy. To najgorsze, co mógłbym teraz zrobić. Nie do tego zostałem stworzony i nie taki jest moje powołanie.
***
Wróciliśmy do studia. Pierwszy dzień tylko przegadaliśmy. Następnego dnia wstrzymaliśmy oddech i otworzyliśmy ścieżki. To co się teraz dzieje, przypomina operację na żywym organiźmie. Cały czas mamy wrażenie, że Grudzień za chwilę pojawi się w drzwiach. Przeprosi, że się spóźnił, ale miał coś do załatwienia. Rozmawiamy o nim. Rozmawiamy z nim. Opieprzamy go, że nie zdążył nagrać wszystkich swoich partii, a on się śmieje i przeprasza, ale coś go zatrzymało.
Skończymy tę płytę, Piotruś. Dokładnie na Twoje urodziny będę miał w ręku wypalony krążek. Takiego błysku w oczach i uśmiechu na Twojej twarzy, kiedy rozmawialiśmy o niej, nie widziałem już dawno. Proszę, nie obraź się więc, ale postanowiłem, że zadedykujemy ją właśnie Tobie.
Mariusz